Wprowadzenie

Wczoraj nietypowo, bo w środowy wieczór, odbyło się spotkanie 16. kolejki Bundesligi. Tym razem na Veltins Arenę zawitał FC Augsburg, czyli drużyna, która w ostatnim czasie spisywała się bardzo dobrze. Biorąc jednak pod uwagę historię spotkań pomiędzy Schalke a ekipą z Bawarii, na 6 ostatnich meczów w roli gospodarza Królewsko-Niebiescy wygrali 5. Jedno spotkanie zakończyło się remisem. Taki stan rzeczy pozwalał liczyć na dopisanie kolejnych trzech punktów z tym rywalem.

Składy

Domenico Tedesco powrócił do ustawienia z dwoma napastnikami w osobach Burgstallera i Di Santo. Po ostatnich słabych występach miejsce w składzie stracili Kehrer i Embolo. Wciąż nieobecny był Leon Goreztka, stąd w wyjściowej jedenastce zadomowił się McKennie. Amine Harit po raz kolejny zajął miejsce w środku pola:
Fährmann (c) – Stambouli, Naldo, Nastasić – Caligiuri, McKennie, Meyer, Harit, Oczipka – Burgstaller, Di Santo.
W porównaniu do poprzedniej kolejki trener Augsburga dokonał dwóch zmian w składzie. Po pauzie spowodowanej pięcioma zobaczonymi kartkami na prawą obronę wrócił Opare. Manuel Baum postawił na defensywę, co poskutkowało wprowadzeniem Danso w miejsce Hellera:
Hitz – Opare, Gouweleeuw, Danso, Hinteregger, Max – Baier (c), Koo – Gregoritsch, Finnbogason, Caiuby.

Opis spotkania

Spotkanie zaczęło się od mocnego uderzenia w wykonaniu zawodników Schalke. Gdy zawodnicy gości jeszcze na dobre nie zaznajomili się z atmosferą na Veltins Arenie, mogło już był 1:0. Na skrzydle znakomicie zachował się Burgstaller, który posłał mocne dośrodkowanie w okolice piątego metra. Tam do piłki dopadł McKennie, ale nie był w stanie wpakować jej do praktycznie pustej już bramki. Na tej sytuacji w pierwszym fragmencie jednak się skończyło, gdyż dalej byliśmy świadkami gry, która nie przynosiła wielu sytuacji podbramkowych. Schalke przez większość czasu utrzymywało się przy piłce, jednak brakowało elementu zaskoczenia, który rozerwałby szyki obronne rywala. Wszystko było o pół tempa za wolno, przez co defensywa rywali mogła spokojnie się ustawić i nie dopuszczać do zagrożenia. Pomimo tego, że gra w ataku pozycyjnym z udziałem Meyera, Stambouliego czy Caligiuriego była dość składna, to strzałów z tego było tyle, co nic. Warto też dodać, że większość ataków odbywała się prawą stroną. Ze strony Augsburga nie oglądaliśmy żadnego zagrożenia. Takim można było na zachętę nazwać strzał z rzutu wolnego w wykonaniu Gregoritscha. I to tyle. Gdy obrona gości była już myślami w szatni, a kibice przy stoiskach z jedzeniem, nastąpiło przełamanie. Akcję zapoczątkował Burgstaller, odegrał piłkę do Harita i sam udał się w pole karne skupiając na sobie uwagę rywali. Harit fantastycznie wymanewrował niepewnego w obronie Maxa i dograł płasko w szesnastkę. Tam czyhał już Di Santo i fenomenalnym uderzeniem piętą oszukał Marvina Hitza. 1:0 i w świetnych nastrojach nasi zawodnicy mogli zejść na przerwę.

Druga połowa rozpoczęła się dokładnie w taki sam sposób, w jaki skończyła się pierwsza. Dośrodkowanie z rzutu rożnego Oczipki przedłużył Naldo, po czym do piłki dopadł Burgstaller, który czubkiem buta skierował ją do siatki. Nie można było sobie wymarzyć lepszego wejścia w drugie 45 minut. W 47. minucie było 2:0 i gracze Schalke chyba zbyt szybko poczuli, że mecz jest wygrany. Od tego czasu oddali inicjatywę rywalowi, co szybko mogło się skończył straconym golem. Najpierw w dogodnej sytuacji znalazł się Koo, a chwilę później 200-procentową okazję zmarnował Finnbogason. Co nie udało się im, za moment udało się Caiubiemu. W 64. minucie wykorzystał on dośrodkowanie Maxa oraz błąd Nastasicia i było już tylko 2:1. Taki stan rzeczy tylko napędził przyjezdnych do dalszych starań. Po jednej z ich akcji, katastrofalnie we własnym polu karnym zachowali się Nastasić i Oczipka. Pierwszy nie przeciął łatwego dośrodkowania, a drugi sfaulował Gregoritscha. Po video-weryfikacji sędzia wskazał na wapno i w szeregach Schalke zaczęło się robić nerwowo. Do piłki podszedł wcześniej poszkodowany Gregoritsch i skierował piłkę do bramki. 2:2 i szykowała się kolejna nerwowa końcówka. Wtedy jednak sprawy w swoje ręce wziął Amine Harit. Ruszył w swoim stylu w pole karne, a tam siłą rozpędu powalił go Marvin Hitz. Oznaczało to kolejną jedenastkę. Piłkę na 11. metrze ustawił Caliguri i pewnym strzałem pokonał szwajcarskiego golkipera. W 83. minucie było 3:2 i wynik ten nie uległ zmianie do końcowego gwizdka Svena Jablonskiego. Wielki kamień spadł z serca kibicom, bo dzięki tej wygranej, Schalke znalazło się na pozycji vice-lidera, patrząc z dołu tylko na Bayern.

Postawa Schalke

Pierwsza połowa była pod pełną kontrolą naszej drużyny, ale nie stwarzali oni większego zagrożenia pod bramką rywala. W tej grze świetnie odnajdywał się Meyer, który mógł spokojnie rozdzielać piłki do skrzydeł. Przełamał się w końcu Di Santo, który strzelił bramkę z gry. W ten sposób Argentyńczyk uczcił swoje setne spotkanie rozegrane na poziomie Bundesligi. Poza golem jednak nie dawał zbyt wiele drużynie. O wiele lepiej spisywali się Burgstaller i Caligiuri, którzy napędzali ataki prawą stroną. W końcu bez większych błędów zagrał McKennie, choć jeszcze zdarzają mu się głupie faule. Gdyby lepiej ustawił celownik, mógł zdobyć nawet debiutancką bramkę w Bundeslidze. Cieszą z pewnością trzy zdobyte bramki, ale martwić może postawa w defensywie. Skoro solidnie zagrał Stambouli, to tym razem nieszczęście spadło na Nastasicia i Oczipkę. Ich niefrasobliwość doprowadziła do remisu 2:2 i nerwowej końcówki spotkania. Nie zważając już na złe rzeczy, warto podkreślić, że taki wynik pozwolił Schalke wskoczyć na drugą lokatę. Teraz wypada wygrać we Frankfurcie i w dobrych nastrojach zakończyć rundę jesienną w rozgrywkach Bundesligi.