Wprowadzenie

Awans z niezbyt ekskluzywnej grupy pozwolił naszej ekipie po raz kolejny zagościć na poziomie 1/8 finału Ligi Mistrzów. Los przydzielił rywala w postaci Manchesteru City, więc żaden trzeźwo myślący kibic nie oczekiwał niczego innego, niż łatwy awans mistrzów Anglii do następnej fazy. Zanim to jednak się stanie, trzeba jeszcze rozegrać dwumecz. Pierwsze starcie przypadło na Gelsenkirchen, gdzie Schalke chciało powalczyć o to, by nie pogrzebać szans na jakikolwiek sukces już na własnym terenie.

Składy

Sytuacja kadrowa Schalke z dnia na dzień zaczyna się poprawiać i do gry wracają kolejni zawodnicy. W tym spotkaniu do dyspozycji trenera nie byli tylko zmagający się urazami Stambouli i Schöpf oraz pauzujący za nadmiar żółtych kartek Mascarell. W bramce ponownie stanął Fährmann, co Domenico Tedesco argumentował zasługami kapitana zespołu w wywalczeniu awansu do Ligi Mistrzów w poprzednim sezonie. W składzie pojawili się także Bruma i Mendyl, co nie zwiastowało pozytywnych wydarzeń.

Fährmann (c) – Caligiuri, Bruma, Sané, Nastasić, Oczipka – McKennie, Serdar, Bentaleb, Mendyl – Uth.

Pep Guardiola musiał sobie radzić bez kontuzjowanych Stonesa, Delpha, Mendy’ego i Jesusa, przez co w środku obrony musiał zagrać Fernandinho. Niespodziewanie na ławce usiadł Leroy Sané, dla którego miał być to powrót po niecałych trzech latach na Veltins Arenę.

Ederson – Walker, Fernandinho, Otamendi, Laporte – Gündoğan, D. Silva (c), De Bruyne – B. Silva, Agüero, Sterling.

Opis spotkania

Pierwsza połowa

Mecz od początku wyglądał tak, jak wszyscy się tego spodziewali. Głęboko cofnięte Schalke czekające na ataki rywala, a City w swoim stylu szukające gry podaniami i szybkimi atakami od skrzydeł. Obrona gospodarzy ze względu na przewagę wzrostu dobrze radziła sobie przy wrzutkach, siłą rzeczy gorzej wyglądało to gdy piłka była na murawie. O stanie boiska warto też wspomnieć, gdyż nie przypominało ono dywanu, a piłka raz po raz podskakiwała w dziwny sposób utrudniając zawodnikom nad nią kontrolę, co w sumie pasowało niemieckiej ekipie. Wszystko układało się dobrze, ale w 18. minucie Fährmann postanowił jeszcze ułatwić rywalowi drogę do zwycięstwa i zagrał do Salifa Sané w taki sposób, że Silva przejął piłkę i podał do Agüero tak, że ten tylko dostawił nogę. Strata bramki mogła tylko podciąć skrzydła graczy Schalke, które i tak nie były już w najlepszym stanie. Tak się jednak nie stało i Królewsko-Niebiescy przetrwali kolejne ataki City, by sami mogli dość do głosu. Po jednym z kontrataków uderzył Caligiuri, a piłkę ręką zatrzymał Otamendi. Po długo trwającej wideoweryfikacji sędzia wskazał na jedenasty metr, a Argentyńczyk obejrzał żółtą kartkę. Cała sytuacja trwała bardzo długo, gdyż monitor na stadionie uległ awarii, a arbiter musiał zdać się tylko na podpowiedzi asystentów przebywających w wozie VAR. Do piłki podszedł Nabil Bentaleb i pewnym strzałem pokonał Edersona. Mieliśmy remis i szanse na uniknięcie kompromitacji wzrastały, ale nikt nie spodziewał się, że aż tak bardzo. Po dośrodkowaniu w pole karne Fernandinho złapał Salifa Sané i tu nie było już wątpliwości – kolejna jedenastka. Po raz kolejny oko w oko z bramkarzem stanął algierski pomocnik Schalke i znowu przechytrzył rywala. 2:1 do przerwy było czymś, o czym nikt nawet nie marzył.

Druga połowa

Plan na drugą połowę był niezmienny – przetrwać kolejne ataki City i próbować raz na jakiś czas wyjść z kontratakiem. Problemem był jednak fakt, że Schalke angażowało w akcje niewielu zawodników, przez co kończyły się one przeważnie w okolicach 30. metra o bramki. Ekipa Guardioli coraz bardziej się niecierpliwiła, czując, że coś powoli wymyka się z rąk. Na boisku pojawił się Burgstaller zmieniając zagubionego Mendyla i to on był głównym aktorem akcji z 68. minuty. Wtedy to gospodarze wychodzili z kontratakiem, a austriacki napastnik został sfaulowany przez Otamendiego, który za przewinienie zobaczył drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. Na Schalke czekało więc ponad 20 minut gry w przewadze jednego gracza przy korzystnym wyniku 2:1 i wydawało się, że wszystko było pod kontrolą. No właśnie, wydawało się, ale przecież to Schalke i coś musi pójść w złym kierunku. Na murawie pojawił się między innymi Leroy Sané, a to zwiastowało kłopoty. Podopieczni Tedesco coraz bardziej zamykali się na własnej połowie i faulowali rywali w niebezpiecznych sektorach. Po jednym z takich przewinień do piłki podszedł wspomniany wcześniej Sané i uciszył stadion, na którym się wychował. Uderzył tak mocno i precyzyjnie, że nie było mowy o obronie tego strzału. To nie był jeszcze jednak koniec fatalnych zdarzeń w końcówce spotkania. Ederson odchodząc od stylu gry City posłał długie podanie w stronę Sterlinga, Oczipka zachował się absurdalnie i przewrócił się od podmuchu wiatru, a skrzydłowy reprezentacji Anglii wpakował piłkę do siatki. Mecz zakończył się wynikiem 2:3 i patrząc na sam rezultat można byłoby pomyśleć, że Schalke uniknęło blamażu. Mając przed oczami przebieg meczu i okoliczności tak oczywiście nie było – DNA Schalke znowu dało o sobie znać i ostatecznie powody do wstydu są uzasadnione.

Postawa Schalke

Trudno mieć pretensje o wynik, bo przed meczem pewnie każdy z kibiców wziąłby go w ciemno. Zarzuty do zawodników można mieć o to, że rozbudzili nadzieje, że można ten mecz wygrać, a potem w naiwny sposób wrzucili je do kosza. Zespół jako całość spisał się nieźle, była współpraca, było widać wielkie zaangażowanie i poświęcenie, ale zawiniły jednostki, przez które wynik meczu jest niekorzystny. Na początek Fährmann podarował City gola i teraz nikogo nie powinno już dziwić, czemu przegrywa rywalizację z Nübelem. Nie jest to dobry czas kapitana Schalke, a przy trzecim golu również nie zachował się tak, jak robił to w najlepszych swoich meczach. Ten gol oczywiście w całości trzeba zapisać na konto Oczipki, którego starcie ze Sterlingiem było tak absurdalne, że trudno je zrozumieć. Wymuszanie faulu przy walce bark w bark w filigranowym rywalem to już wyższy poziom abstrakcji. Na pewno nic dobrego nie można napisać o Mendylu, który na boisku jest tak zagubiony, że czasem nie wie w którym kierunku powinien biec. Poza kilkoma sytuacjami wielkich zastrzeżeń nie można mieć do bloku defensywnego, z którego najlepiej wypadł Nastasić. Bentaleb pewnie wykorzystał dwa rzuty karne, zaprezentował też kilka udanych zwodów. Po fatalnym występie z Freiburgiem nie spalił się też Serdar. Za ofensywę odpowiadali Uth i McKennie, których często wspierał Caligiuri. Patrząc na klasę rywala, udało się stworzyć kilka sytuacji, więc nie było tak, że Schalke nie oddało w tym meczu strzału. Niestety minusów było więcej od plusów, bo ostatecznie wynik w takich okolicznościach jest negatywny. Najgorsze jest to, że City do strzelenia tych bramek nie potrzebowało zagrać fenomenalnych akcji, bo to Schalke samo strzelało sobie gole. A w meczach tej stawki takie pomyłki są błyskawicznie wykorzystywane. Za trzy tygodnie czeka nas rewanż. Awansu do dalszej fazy raczej nie będzie, ale jak już zegnać się z Ligą Mistrzów, to oby nasi ulubieńcy zrobili to w dobrym stylu, choć i o to będzie piekielnie trudno.