W kontekście przenosin Bośniaka do Schalke pojawiają się różne, zazwyczaj skrajne opinie. Jedni są zadowoleni, bo tanio, bo solidny zawodnik, bo brakowało takiego typu napastnika i tak dalej… Inni kręcą nosem patrząc w metrykę Vedada i załamują ręce – „przecież kiedyś taki transfer w Schalke byłby nie do pomyślenia!”. Kto ma rację? W zasadzie to jedni i drudzy, a prawda jak zwykle leży gdzieś po środku. Dlatego postaram się pogodzić kibiców tymi krótkimi rozważaniami.
Na początek liczby. Vedad Ibisević:
– Wiek: 36 lat
– Zarobki w poprzednim klubie: 3 miliony euro rocznie (250 tys. miesięcznie)
– Zarobki w Schalke: 100 tys. euro rocznie (ok. 8.5 tys. miesięcznie)
– Występów w Bundeslidze: 340 (25 w poprzednim sezonie)
– Goli w Bundeslidze: 127 (7 w poprzednim sezonie)
– Asyst w Bundeslidze: 52 (3 w poprzednim sezonie)
– Bramka średnio co 192 minuty
– 4. miejsce w klasyfikacji najlepszych zagranicznych strzelców w historii Bundesligi
Jest prawdą, że kiedyś w Schalke taki transfer by nie przeszedł. 10 lat temu do ataku ściągaliśmy 33-letniego Raula, czyli schodzącą ze sceny, ale wciąż gwiazdę najwyższego światowego formatu. Na ostatnie tchnienia europejskiej kariery przychodził do nas zawodnik ze ścisłego topu, a dziś… Niechciany w Hercie, bądź co bądź, co najwyżej solidny ligowiec, który jeszcze nie tak dawno rozważał zakończenie przygody z piłką.
Mimo tak ewidentnych dysproporcji obydwa transfery trzeba ocenić nieco inaczej. Według zapewnień kickera, który w kontekście romansu Ibisevicia z Schalke od początku miał najtrafniejsze informacje, Bośniak przychodzi jako rezerwowy, Nie będzie on zatem prawdopodobnie pierwszym wyborem Davida Wagnera, lecz zmiennikiem… zawodnika, którego w klubie jeszcze nie ma. Tak jest – jeśli wierzyć informacjom kickera, Schalke wciąż rozgląda się za inną dziewiątką, od której nasz trener będzie rozpoczynał układanie linii ofensywy.
W tym miejscu warto pochylić się także nad taktyką preferowaną przez Wagnera, ponieważ rozłożenie linii ataku na czynniki pierwsze da zwolennikom przenosin Ibisevicia do Schalke do ręki dodatkowy argument.
Amerykanin ustawia drużynę w dość płynnie układającej się formacji 4-3-1-2, a więc z dwójką napastników. Łatwo ocenić, iż w takim układzie każdy z nich będzie mieć inne zadania. Pierwszy z atakujących powinien być „typową dziewiątką”, która potrafi się zastawić, wykończyć akcję, zagrać tyłem do bramki, cały czas znajdować się w polu karnym, ściągnąć na siebie uwagę obrońców itd. Drugi natomiast powinien być bardziej ruchliwy, w charakterystyce zbliżony do „dziesiątki” lub skrzydłowego, aby mógł korzystać z miejsca wypracowanego przez „dziewiątkę”. Schemat duetu stary jak świat, ale jakże skuteczny.
Do charakterystyki drugiego napastnika w Schalke pasuje co najmniej kilku graczy – Raman, Uth, Kutucu czy nawet, nieco naciągając realia, Matondo. „Typową dziewiątkę” mamy póki co tylko jedną – Burgstallera. Jaki Guido jest, wszyscy wiemy. Krótko mówiąc – nie nadaje się do Schalke. Stąd transfer Ibisevicia – trener potrzebuje wielu opcji na tej pozycji i zabezpieczenie jej nowym napastnikiem i Burgstallerem jest ryzykowne. Przypomnijcie sobie pierwszą połowę poprzedniego sezonu i to, przez co traciliśmy często punkty, gdy drużyna grała świetnie – brak wykończenia przez Burgstallera. W Schalke przez cały zeszły sezon brakowało „dziewiątki”, która będzie wywiązywać się ze swoich boiskowych obowiązków w stopniu przynajmniej poprawnym. Ibisević to gwarantuje. A dodając do tego potencjalny transfer jeszcze jednego napastnika na tę pozycję – tworzy nam się całkiem sensowne zestawienie ataku.
Kolejna sprawa – cena. Ibisević będzie zarabiał pieniądze na poziomie IV ligi niemieckiej. Mniejsze niż większość zawodników Ekstraklasy. Być może nawet mniejsze od Sławomira Peszko w Wieczystej! To była prawdziwa okazja i w położeniu finansowym Schalke grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Ibisević z 3 mln euro zszedł do 100 tys. Żeby grać w Schalke zrezygnował z 2.9 mln euro. Tutaj w grę miała wchodzić ambicja – Ibisević chce znaleźć się na podium najlepszych zagranicznych strzelców w historii Bundesligi (brakuje mu 6 goli).
A skoro już została wspomniana sytuacja Schalke… Wszyscy wiemy, że jest fatalna. Przede wszystkim ta finansowa. Nie możemy teraz oczekiwać gruszek na wierzbie, ponieważ po prostu w kasie są pustki. Schalke przez kilka lat żyło ponad stan i dziś skutki tego wraz z koronakryzysem uderzyły ze zdwojoną siłą. Naszego klubu nie było stać ostatnio na zapłacenie 3.5 mln euro za Schwolowa. Tutaj naprawdę trzeba robić coś z niczego. Jeśli tylko uda się mimo tego sprowadzić jeszcze jednego napastnika, to trzeba pochylić czoło przed Schneiderem i trzymać kciuki, żeby Ibisević osiągnął swój indywidualny cel sportowy.
Reasumując – w Schalke, do jakiego przywykliśmy przez ostatnie lata (szczególnie w czasach, do których w tekście nawiązałem), taki transfer byłby absurdalny i niedopuszczalny. Dziś jednak musimy pamiętać, że Schalke było realnie zagrożone bankructwem, gdy wirus uderzył w futbol. Najbliższy sezon będzie wymagał częstego zaciskania zębów i pogodzenia się z tym, że przynajmniej póki co jesteśmy przeciętniakiem. Dlatego też w obecnych realiach, trzeba się cieszyć z tego transferu. Ma on więcej sensu, niż się pozornie mogło wydawać, a jeśli do klubu trafi jeszcze jeden napastnik, należy uznać go za świetny ruch!