W ostatni weekend Schalke zainaugurowało na Veltins-Arenie rundę rewanżową. Do Gelsenkirchen przyjechała rewelacja pierwszej części rozgrywek, VfL Wolfsburg. Podopieczni Bruno Labbadii przed osiemnastą kolejką zajmowali piąte miejsce w ligowej tabeli, a więc typowani byli jako oczywisty faworyt niedzielnego starcia. Przewrotna piłka nożna, jak to ma w zwyczaju, postanowiła jednak spłatać nam wszystkim figla! Mecz wygrało Schalke, które w drugiej części meczu zaprezentowało kawał porządnego futbolu.

W przypadku tego spotkania najlepszym podsumowaniem będzie osobny opis dwóch połów, gdyż ich obraz był diametralnie inny!

Pierwsza połowa

Przez pierwsze 45 minut gospodarze zdecydowanie nie rozpieszczali fanów zgromadzonych na Veltins-Arenie oraz przed ekranami telewizorów. Królewsko-Niebiescy zostali wręcz zdominowani przez Wolfsburg. Przed tragicznym wynikiem przed przerwą Schalke uratowali nowy „numer jeden” w bramce Alexander Nübel oraz Schöpf do spółki z Caligiurim. Ten duet odpowiedzialny był za zdobytą bramkę. Reprezentant Austrii w siódmej minucie wywalczył bowiem karnego, którego kilka chwil później były gracz Wilków zamienił na gola. 20-letni goalkeeper natomiast dwukrotnie popisał się znakomitymi umiejętnościami bramkarskimi. Na samym początku meczu, bo około czwartej minuty, znakomicie powstrzymał strzał głową Mehmediego. W 27 minucie stanął oko w oko z Yannickiem Gerhardtem i pojedynek ten wygrał.

Pierwsza część meczu przebiegała pod dyktando Wolfsburga. Schalke było przez większość czasu bezradne, a uderzenie z jedenastego metra było jedynym celnym strzałem w wykonaniu podopiecznych Tedesco przez pierwsze 45 minut. Bramkę dla gości zdobył Elvis Rexhbecaj, który dobił strzał w słupek Mehmediego. Gol ten obciąża konto przede wszystkim fatalnie ustawionego Caligiuriego oraz niezdecydowanego Nübela. Sytuacja była jednak na tyle dynamiczna, iż młody bramkarz musiałby mieć bardzo dużo szczęścia, by w tym przypadku efektywnie interweniować.

Nasi ulubieńcy do szatni schodzili w nie najlepszych nastrojach. Ich przeciwnicy posiadali bowiem piłkę przez 66% czasu gry, oddali 5 celnych strzałów (przy wymieniony jednym Schalke) oraz wymienili niemalże dwa razy więcej podań (292 do 152). Niewiele osób spodziewało się, że druga część spotkania będzie tak diametralnie różna od pierwszej…

Druga polowa

W szatni Schalke najwyraźniej w przerwie pojawił się sir Alex Ferguson ze swoją słynną suszarką, gdyż na pozostałe 45 minut wybiegła zupełnie odmieniona jedenastka Królewsko-Niebieskich. Podopieczni Tedesco nie dość, że stworzyli sobie 5 groźnych sytuacji, zdobyli bramkę, to na dodatek nie pozwolili gościom oddać ani jednego celnego strzału! Można postawić śmiałą tezę, iż druga połowa była odzwierciedleniem filozofii włoskiego szkoleniowca. Zawodnicy Schalke posiadali bowiem pełną kontrolę nad poczynaniami boiskowymi swoich rywali, zdobyli bramkę i bez większych problemów dowieźli prowadzenie do końca spotkania. Przy odrobinie szczęścia końcowy wynik mógł być nawet wyższy! Napastnicy Schalke stanęli trzykrotnie przed świetnymi sytuacjami, lecz piłka ani razu ostatecznie nie znalazła drogi do siatki. Po strzale Utha głową, znakomicie interweniował Koen Casteels, a w doliczonym czasie gry najpierw 100% okazję zmarnował Wright. Przed swoją szansą stanął także Ahmed Kutucu, lecz uderzenie młodego Turka napotkało na nielichą przeszkodę w postaci rękawic bramkarskich wyżej wymienionego Casteelsa.

Kropkę nad „i” postawił najlepszy zawodnik niedzielnego spotkania, czyli Daniel Caligiuri. Włoch w 78 minucie otrzymał podanie od Westona McKenniego, wpadł w pole karne, minął Roussillona i mocnym strzałem skierował piłkę do siatki. To uderzenie przyniosło na myśl wszystkim fanom Schalke gola Caliego z legendarnego meczu z Borussią Dortmund, w którym to padł wynik 4:4. Były gracz Freiburga zdołał wówczas strzelić niemalże identycznego gola.

Najjaśniejsze punkty

W niedzielnym spotkaniu wielu zawodników Schalke pokazało się z naprawdę dobrej strony. Najlepszym zawodnikiem Die Knappen był rzecz jasna strzelec dwóch bramek Daniel Caligiuri. Włoch pod nieobecność kontuzjowanego Nabila Bentaleba wziął na siebie ciężar podejścia do bardzo ważnego rzutu karnego i z zimną krwią zamienił go na bramkę. W drugiej części spotkania dodatkowo zdobył decydującego gola. Na minus należy mu jednak zapisać spory udział przy trafieniu Rexhbecaja. To właśnie złe ustawienie wahadłowego spowodowało, że piłka dotarła do Mehmediego, a później w konsekwencji do strzelca bramki.

Drugim najjaśniejszym punktem Schalke był Weston McKennie. Umiejętności młodego Amerykanina rosną z meczu na mecz! W ostatnią niedzielę reprezentant USA był prawdziwym motorem napędowym ekipy Domenico Tedesco. 20-latek w pierwszej części meczu harował w wysokim pressingu, a po przerwie, gdy trener zdecydował cofnąć go bliżej środka pola, zabrał się za napędzanie akcji Królewsko-Niebieskich. Będący w znakomitej dyspozycji McKennie zaliczył asystę przy drugiej bramce Caligiuriego, a chwilę wcześniej po znakomitej szarży bokiem boiska idealnie dograł na głowę Marka Utha. Reprezentant Niemiec nie zdołał jednak zamienić dośrodkowania na gola…

Kolejnym zawodnikiem, który zasłużył na wyróżnienie jest bezsprzecznie Alexander Nübel. Dla młodego bramkarza niedzielny mecz musiał być sporym obciążeniem emocjonalnym. Na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem świat obiegła informacja, że to właśnie reprezentant niemieckiej młodzieżówki zostanie podstawowym bramkarzem Schalke na rundę wiosenną kosztem kapitana i ikony Die Knappen, Ralfa Fährmanna! 22-latek jednak znakomicie poradził sobie z presją i dwukrotnie w groźnych sytuacjach w pierwszej części meczu uchronił swoich kolegów z drużyny przed utratą bramki. Druga połowa natomiast nie przyniosła Nübelowi okazji do wykazania się między słupkami, gdyż, jak już wspomniano, zawodnicy Wolfsburga nie oddali ani jednego celnego strzału.
Na uwagę zasługuje także znakomita gra nogami młodego bramkarza. W tym aspekcie gry bezsprzecznie można stwierdzić, iż już teraz bije na głowę kapitana Schalke!

Ostatnim graczem z niewielkim pluskiem przy nazwisku jest Sebastian Rudy. W pierwszej części meczu co prawda prezentował ten sam toporny i ślamazarny futbol co przez całą swoją karierę w Schalke, ale druga połowa niedzielnego meczu pokazała, że „coś drgnęło”. Reprezentant Niemiec w Gelsenkirchen miał regulować tempo gry i zawładnąć środkiem pola. Do tej pory miał problem, by zawładnąć nad własnymi nogami, lecz ostatnie 45 minut w wykonani Rudego to gra, którą chcielibyśmy oglądać. Były zawodnik Bayernu bardzo dobrze się ustawiał, był pożyteczny zarówno w ofensywie, jak i defensywie, z dużym luzem operował piłką, zagrywał celnie krótkie oraz długie piłki. Można powiedzieć, że to właśnie wkład Rudego w dużej mierze pomógł Schalke tak skontrolować drugą część meczu.

Najsłabsze ogniwo

Latem Schalke wzmocniło dwóch zawodników, co do których teoretycznie nikt nie miał wątpliwości. Mark Uth oraz Sebastian Rudy przychodzili jako „pewniacy”, którzy od pierwszego meczu powinni zostać liderami odpowiednio linii ataku i pomocy. Do tej pory obydwaj zawodzili, ale niedzielny mecz dał promyk nadziei, iż Rudy powoli wraca do optymalnej formy. Mark Uth natomiast prezentował się fatalnie i swoim występem nie wlał optymizmu w serca kibiców. 27-letni Niemiec nie dochodził do okazji strzeleckich, zmarnował świetną okazję oraz wielokrotnie dokonywał fatalnych wyborów pod bramką przeciwnika. W pierwszej części meczu bardzo słabo prezentował się grając bliżej bocznych stref boiska, a w drugiej nie lepiej pełniąc rolę „dziewiątki”. Uth to obecnie jedyny w pełni zdrowy i doświadczony napastnik Schalke, więc miejmy nadzieję, że już w meczu z Herthą Berlin przełamie strzelecką niemoc.