Wprowadzenie

Revierderby – matka wszystkich derbów, najważniejsze starcie w Zagłębiu Ruhry, walka o prymat w zachodniej części Niemiec. Tamten sezon należał do Schalke, zarówno w ligowej tabeli, jaki i potyczkach derbowych. Teraz sytuacja wygląda zgoła odmiennie i na Veltins Arenę Borussia przyjeżdżała w roli murowanego faworyta. Przemawiała za nimi obecna forma, ale nie ostatnia historia starć: BVB nie wygrało z Schalke od pięciu meczów, a w Gelsenkirchen od czterech. Jak było tym razem?

Składy

Najważniejszą informacją był fakt, że Domenico Tedesco wrócił do gry czterema obrońcami oraz to, że wciąż nie było napastników. W wyjściowym składzie musiał wyjść nie w pełni gotowy Burgstaller, a u jego boku miał operować McKennie. Nie brzmiało to zbyt optymistycznie.

Fährmann (c) – Caligiuri, Sané, Nastasić, Oczipka – Rudy, Bentaleb – Schöpf, McKennie, Harit – Burgstaller.

Lucien Favre nie miał takich problemów, a zatem mógł posłać do boju swą najlepszą jedenastkę. Od pierwszej minuty wystąpił Paco Alcacer, który lepiej spisuje się w roli zmiennika, a parę stoperów tworzyła dwójka Akanji-Diallo.

Bürki – Piszczek, Akanji, Diallo, Hakimi – Witsel, Delaney – Sancho, Reus, Bruun Larsen – Alcacer.

Opis spotkania

Pierwsza połowa

Po zaprezentowaniu przez kibiców Schalke znakomitej oprawy, sędzia dał znak do rozpoczęcia spotkania. Pomimo tego, że gospodarze całkiem nieźle weszli w mecz, to już po siedmiu minutach Fährmann musiał wyciągać piłkę z siatki. Po faulu w bocznej strefie boiska do piłki podszedł Reus, wrzucił ją w pole karne, a tam po sekwencji błędów w obronie do dopadł do niej Delaney i głową skierował do bramki. Nie wiem kto był bardziej zdezorientowany: defensywa Schalke, czy komentatorzy krzyczący „Paco, Paco, Paco!”. Gong już na początku i trzeba było gonić wynik, co przy stanie posiadania w ataku, nie mogło być łatwe. Potem mieliśmy dwie kontrowersyjne sytuacje w polu karnym BVB: jedna umknęła sędziemu, gdy Delaney ciosem karate staranował McKenniego, a druga była analizowana przez VAR po zagraniu ręką Witsela. W obu zdarzeniach decyzja ta sama – brak karnego. Dziwnych decyzji sędziego było więcej, gdyż belgijski pomocnik Borussii nie zobaczył kartki za swe ostre wejścia w nogi Harita. Goście atakowali za skrzydeł, gdzie najbardziej aktywny był Sancho, ale do strzałów dochodził Alcacer. Najlepsza okazja dla Schalke, to strzał Burgstallera, ale ostatecznie pomagał on sobie ręką podczas przyjmowania piłki. To było jego jedno z ostatnich zagrań w tym meczu, gdyż w 36. minucie musiał opuścić plac gry z powodu urazu, a w jego miejsce pojawił się LEWY OBROŃCA Mendyl. Najlepszym atakiem jest przecież obrona, czy jakoś tak. W tej sytuacji atak Królewsko-Niebeskich składał się z lewego defensora i środkowego pomocnika – czyli tak zwany atak śmiechu. Do śmiechu nie było jednak kibicom gospodarzy, gdyż ich ulubieńcy schodzili do szatni z jednobramkową stratą, a rokowania na dalszą część meczu nie były optymistyczne.

Druga połowa

W drugą część meczu podopieczni Domenico Tedesco weszli bez strachu, jakby poczuli, że nie ma nic do stracenia i trzeba dać z siebie tyle, na ile obecnie ich stać. Z boiska zszedł bezproduktywny Bentaleb, a w jego miejsce powędrował Serdar, który wprowadził sporo życia w środkowej strefie. To właśnie on napędzał ataki i oddał jeden ze strzałów zza pola karnego. Kluczowa akcja meczu miała miejsce w 59. minucie, gdy Reus z impetem wszedł w staw skokowy Harita, a ten padł w polu karnym. Początkowo oczywiście sędzie zignorował ten fakt, ale po weryfikacji wreszcie nadszedł sprawiedliwy werdykt: karny dla Schalke! Na gola zamienił go Caligiuri i strach pomyśleć, co by było, gdyby nie karne. Wtedy Die Knappen chyba wcale nie trafialiby do siatki. Reus za swoje zagranie oczywiście kartki nie zobaczył, a Daniel Siebert jakby przepraszał szanownego pana Marco, że musiał podyktować jedenastkę po jego faulu. Gospodarze długo nie cieszyli się jednak z wyrównania, bo 74. minucie Borussia wyszła na prowadzenie po akcji Guerreiro i Sancho, ale swoją rolę przy bramce odegrali także Rudy i Caligiuri. Ich ustawienie w obronie było tak fatalne, że aż trudno to sensownie wytłumaczyć. W końcówce meczu BVB doszło jeszcze do kliku szans: raz świetnie wybronił Fährmann, innym razem chybił Guerreiro. Schalke nie było w stanie już się podnieść, ale trudno się dziwić, skoro atak był na poziomie FC Albatros. Trudno więc winić Tedesco, bo tak krawczyk kraje, jak mu materiału staje. Choć można było jednak wpuścić Konoplyankę, ale pewnie to i tak by nic nie dało. Pierwsze przegrane Revierderby od trzech lat stały się faktem. To musiało po prostu się stać.

Postawa Schalke

Jak na obecny stan posiadania w ofensywie i teraźniejszą formę obu ekip, to naprawdę nie było fatalnie. Rozpędzone BVB nie zdominowało naszej gry, a i strzałów nie oddali zbyt wiele. Wywalczenie remisu zakrzywiałoby jednak obraz drużyny, którą obecnie dysponuje Tedesco. Jeżeli traci się gole po stałym fragmencie i po fatalnym błędzie w ustawieniu, to nie można walczyć o więcej. Christian Heidel po meczu przyznał, że Schalke zaczyna walkę o utrzymanie i patrząc na pozycję w tabeli trzeba przyznać mu rację. Pozytyw jest taki, że ta koszmarna runda jesienna już dobiega końca i w zimie będzie trochę czasu na przemyślenia trenera i władz klubu. A pozytywy tego spotkania? Paco Alcacer nie zdobył gola po wejściu z ławki, a Akanji w drugiej połowie nie powstrzymał żadnego napastnika Schalke. Teraz już na poważnie: nie ma co zbytnio lamentować, ani też szukać dobrych stron. Trzeba żyć z przegraną w derbach i czekać na rewanż na wiosnę.